24 listopada 2024 • Dzień dobry!

Do poczytania...

Jan Bochmann na Śląsku (16-17.09.2000)


Wszystko zaczęło się od niewinnej propozycji Bogusia Moleckiego na jednym z zebrań Klubu Miłośników Transportu Miejskiego. "- Słuchaj, może byśmy tak zaprosili twórcę BAHN do nas?" Pomyślałem, przeanalizowałem - i zgodziłem się. Sprawa przeleżała dłuższy czas na półce, aż w końcu zdecydowałem się przesłać propozycję do Jana Bochmanna. Odpowiedź była pozytywna. Pozostało już tylko dograć szczegóły. W międzyczasie namierzona została knajpa w centrum Sosnowca, stylizowana na stary tramwaj. Było więc już miejsce spotkania.

Jan Bochmann przyjechał do Katowic w sobotę (16.09.) o godzinie 6.27. Sobota była tzw. "dniem oficjalnym" - spędziliśmy go głównie we wspomnianej już knajpie w Sosnowcu. Dokonano kilku arcyciekawych prezentacji, m. in. najstarszych funkcjonujących wersji: BAHN 2.12 (4/1991), BAHN 2.31 (8/1991). Jan przywiózł także "światową premierę" najnowszej podówczas wersji programu: BAHN 3.70 Beta 6,5. Czas spędzony przy komputerze wypełniła głównie "wirtualna" prezentacja naszej sieci, w oparciu o mapę *.NT3 autorstwa Jakuba Wilczka oraz Jakuba Jackiewicza. Trzeba przyznać, że Memphis, jako prowadzący pociąg specjalny S11, niezbyt konsekwentnie przestrzegał przepisów... :-) Kiedy już wszystkich bolały oczy od wpatrywania się w monitor, przeszliśmy do dalszej części spotkania. Zainteresowane osoby dokonały rejestracji programu BAHN bezpośrednio u Autora. W ruch poszły także albumy ze zdjęciami.


Korzystając z okazji, że już jesteśmy po tej drugiej stronie granicy, postanowiliśmy dzień zakończyć krótką wycieczką linią 24 na trójkąt torowy na ulicy Okrzei. Od tej pory było już tylko zabawniej... Na końcówce motorniczy tramwaju widząc jakieś "dziwne zgrupowanie młodzieży robiącej zdjęcia", zgłosił niezwłocznie zaistniały fakt dyspozytorni zajezdni Będzin. Dowiedzieliśmy się również, że zaraz przyjedzie tu policja i nas spisze. Nie omieszkaliśmy go poinformować, że bardzo chętnie poczekamy razem z nim na ewentualny przyjazd patrolu. Biedak chyba tak się uniósł, że zapomniał co by mu mogło grozić za niewykonanie kursu... Koniec końców, powróciliśmy jednak do centrum Sosnowca zgodnie z rozkładem. Obok przebudowywanego dworca przesiedliśmy się na tramwaj linii 15 (obsługiwany jedyną wtedy na linii 15 stodwójką) i pojechaliśmy do Katowic. Tam też zakończyła się oficjalna część imprezy. Wróciliśmy do domu autobusem linii 190.

Na niedzielę miałem w planach udać się na godz. 11.00 na zebranie Klubu. Niestety, delikatnie mówiąc, pomyliłem rozkład - autobus nie jechał o 10.24, ale o 11.24. Jan skwitował to uśmiechem i stwierdzeniem, że to nic nowego: miłośnikom często się zdarza, że znają na pamięć rozkład jazdy ze swojego przystanku, ale jak przychodzi z niego skorzystać, zaczynają się dziać różne ciekawe rzeczy. Tak więc pojechaliśmy do Chorzowa Batorego przez Katowice. Gdy dotarliśmy do zajezdni... zerwała się ulewa. Przeczekaliśmy więc godzinę na zebraniu, pokazując Janowi archiwalne zdjęcia oraz kolekcję biletów. W pewnym momencie trzeba było jednak opuścić dach nad głową i rozpocząć zaplanowaną na niedzielę wycieczkę. Pojechaliśmy więc 7-ką do Świętochłowic, gdzie zabijając czas objaśnianiem tajników działania sygnalizacji obsługiwanej ręcznie, poczekaliśmy na tramwaj linii 17. Tymże dojechaliśmy aż do Chebzia. W trakcie przejazdu wymienialiśmy się różnymi ciekawostkami. Okazało się np., że w Niemczech również w powszechnym użyciu były takie sygnalizacje ręczne, w niektórych miastach nawet całkiem do niedawna. Przy okazji przystanku "Łagiewniki Targowisko", gdzie tramwaj staje na zakręcie, Jan zauważył że coś takiego nie przeszłoby w Niemczech, bowiem tam jest prawnie nakazane, aby motorniczy widział w lusterku cały tramwaj na przystanku. Zabawnie było, gdy dojechaliśmy do mijanki na Lipinach. Zapadła konsternacja, gdy motorniczy wyłączył przetwornicę... Powód był oczywisty - oczekiwanie na mijankę. W drodze na pętlę w Chebziu dołączyła do nas - jak zwykle - 11-tka.

Na Chezbiu zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie. Wypada mi teraz zauważyć, że po krótkim spotkaniu z pracownikami PKT w Sosnowcu, wstydziłem się za nich przed Bochmannem. Krótka chwila sympatycznej samorzutnej rozmowy z pracowicami punktu regulatorskiego na Chebziu od razu mnie uspokoiła... Miła pani prowadząca tramwaj linii 29 (111N-406) stwierdziła, że nas nie puści (bo jechaliśmy 18-tką, która stała za 29), jeśli sobie nie zrobimy z nią zdjęcia... :-) Sympatycznie było. Potem 18-tką do Bytomia, podziwiając niezwykle klimatyczny szlak między polami, lasami i tunelami o skrajni paru centymetrów. Następnie obowiązkowo linia 38 (N-1118). Pojechaliśmy także linią 8 do Piekar. Wątpię, czy Jan widział kiedyś tramwaj na takim - hmmm... - "odludziu". Potem udaliśmy się tramwajem linii 41 do Chorzowa. Trafiliśmy chyba na jakiegoś dawnego kierowcę rajdowego, bowiem Bochmann sam stwierdził, że to już jest chyba szybka linia. Wysiedliśmy na Metalowców i podeszliśmy pod bramę Konstalu, przez którą widać było jedynego wtedy Citadisa (116Nd-01). W ciągu tego jednego dnia, staraliśmy się pokazać Janowi jak najwięcej ciekawostek na śląskiej sieci.

Pojechaliśmy następnie na Brynów, gdzie pani regulatorka z uśmiechem na twarzy stwierdziła, że owszem, coś wymieniają, ale ona za bardzo nie wie, co (był już jednotor, ale stare tory jeszcze leżały w całości; dopiero potem okazało się że wymienione będzie całe torowisko). Wróciliśmy do Chorzowa i na zakończenie przejechaliśmy się solówką 105Na na linii 12. Po przejechaniu tego odcinka Jan stwierdził, że musi koniecznie pokazać naszą sieć niemieckim pasjonatom - tak starej (wciąż działającej) infrastruktury nie ma już nigdzie na Zachodzie... :-)
I już wydawałoby się, że to koniec atrakcji. Ale jeszcze dworzec... Pociąg powrotny odjeżdżał o godzinie 23.10. I odjechał... tyle że pełny żołnierzy wracających z przepustki :-) Ze zgrozą w oczach stałem z ojcem na peronie i patrzyłem, jak Jan przepycha się przez kompletnie zapchany korytarz wagonu. Na całe szczęście następnego dnia okazało się, że Jan jednak dojechał w całości do Drezna. Napisał nawet, żebyśmy się nie przejmowali za bardzo żołnierzami, bo on też przecież był w armii. A podobno niemiecki żołnierz wracający do jednostki jest jeszcze bardziej pijany niż polski...

Było to niesamowite spotkanie, tym bardziej, że ponad granicami. Szkoda tylko, że w ostatniej chwili pokryło się z inną organizowaną imprezą komunikacyjną. Ale miejmy nadzieję, że nie będzie to jedyna wizyta tego niezwykle sympatycznego Niemca na Śląsku.

Podziękowania dla p. Michała Prochownika z ALSTOMu, który w niezwykle szybki i sprawny sposób przygotował pakiet materiałów promocyjnych dla Jana Bochmanna.

Krzysztof Bojda


KBtop